Recenzja filmu

Dorwać Gunthera (2017)
Taran Killam
Arnold Schwarzenegger
Taran Killam

Złap go, jeśli potrafisz

"Dorwać Gunthera" mogło stać się dla kina akcji tym, czym dla horroru wampirycznego było "Co robimy w ukryciu": parodią, pastiszem i hołdem jednocześnie. Filmowi Killama brakuje jednak atutów
Z majątkiem szacowanym na 300 milionów dolarów Arnold Schwarzenegger mógłby dawno temu powiedzieć fabryce snów "hasta la vista". Mimo siedemdziesiątki na karku pogromca predatora ani myśli jednak zwalniać - w wywiadach snuje plany kontynuacji "Bliźniaków" i "Conana", kasuje czeki za kolejne "Terminatory", a w wolnych chwilach udziela się w niskobudżetowych produkcjach,  w których pogrywa z ekranowym wizerunkiem supertwardziela. Jednym z takich filmów jest "Dorwać Gunthera". Gwiazdor wciela się w nim w legendarnego zabójcę na zlecenie próbującego uniknąć nafaszerowania ołowiem z rąk zazdrosnych kolegów po fachu. Choć to tytułowa rola, w dodatku mocno eksponowana w materiałach promocyjnych, Schwarzeneggera jest tu jak na lekarstwo - na pojawienie się jego bohatera fani muszą czekać dobrą godzinę. Niestety, nieuczciwy marketing to jeden z mniejszych grzechów, jakie mają na sumieniu twórcy filmu.



Aktor, scenarzysta oraz debiutujący reżyser Taran Killam zdobywał komediowe szlify, występując w kultowym programie satyrycznym "Saturday Night Live". Pewnie dlatego mockument "Dorwać Gunthera" sprawia wrażenie zbioru skeczy pozszywanych pretekstową intrygą o ekipie filmowców dokumentujących polowanie na nieuchwytnego killera. Głównym źródłem żartów  miało tu być zderzenie powagi i banału; komiksowej akcji z kompromitującym, nieudolnym zachowaniem bohaterów. W skład morderczego wydziału pościgowego wchodzą m.in. redneck mający bzika na punkcie materiałów wybuchowych, mistrzyni broni palnej z kompleksem tatusia, para psychopatycznych rosyjskich bliźniąt oraz facet z mechaniczną ręką à la Zimowy Żołnierz. Ferajnie przewodzi niejaki Blake (w tej roli sam reżyser), któremu Gunther nadepnął na odcisk zarówno w sferze zawodowej jak prywatnej. Czujący na plecach oddech operatora zabójcy za wszelką cenę próbują jak najkorzystniej wypaść przed kamerą. Im bardziej jednak napinają muskuły, tym mizerniejsze są rezultaty ich starań. 



Z pewnością tkwił w tym potencjał na niezłą komedię. "Dorwać Gunthera" mogło stać się dla kina akcji tym, czym dla horroru wampirycznego było "Co robimy w ukryciu": parodią, pastiszem i hołdem jednocześnie. Filmowi Killama brakuje jednak atutów dzieła Taiki Waititiego: absurdalnego offbeatowego poczucia humoru, odrobiny wdzięku oraz galerii barwnych postaci. Na jeden przyzwoity żart przypadają zazwyczaj cztery takie, przy których zarumieniłby się nawet Karol Strasburger, charakterystyka bohaterów ogranicza się zazwyczaj do jednej cechy, zaś chemii między aktorami jest tu tyle co w dziale z ekologiczną żywnością. Nawet Schwarzenegger, który w "Bliźniakach" i campowych "Batmanie i Robinie" dowiódł wyczucia komicznej materii, tutaj gra na miarę polskich kabaretów. Co dostajemy w zamian? Parę zgrzebnych strzelanin wypełnionym tanim CGI, kilka niezłych linijek dialogu oraz piosenkę country w wykonaniu Arniego. W Stanach Zjednoczonych "Gunther" trafił od razu na rynek VoD. Niebo raczej nie zawaliłoby się nikomu na głowę, gdyby polski dystrybutor podjął podobną decyzję.
1 10
Moja ocena:
4
Redaktor naczelny Filmwebu. Członek Międzynarodowej Federacji Krytyków Filmowych FIPRESCI oraz Koła Piśmiennictwa w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich. O kinie opowiada regularnie na antenach... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?